OCTO IDĄ DO CHAMPIONS LEAGUE

Rozgrywki Pierwszej Ligi okazały się najbardziej przewidywalne statystycznie. Zestaw drużyn bezpośrednio walczących o medale to były po prostu ekipy od „jedynki” do „czwórki”. Mało tego. Dwie pierwsze drużyny rundy zasadniczej spotkały się w finale, a kolejne dwie w meczu o brąz. Emocji w obu przypadkach zdecydowanie nie zabrakło i oba mecze oglądało się świetnie.
.
Zacznę od meczu, który zadecydował o kierunku, w jakim powędrowały brązowe medale. Cóż to był za „roller-coaster” w wykonaniu Sportowej Warszawy i Komandosi Jedzą Gwoździe! Pierwsza kwarta niesamowicie zacięta: cztery remisy i tyleż samo zmian prowadzenia! Na starcie drugiej kolejne trzy zmiany prowadzenia i w tym momencie lekką przewagę zyskują reprezentanci Sportowej Warszawy. Sześć punktów, chwilę później siedem, zaraz osiem. Po zmianie stron lekki kryzys, ale już po kilku minutach zawodnicy Sportowej Warszawy mogli się cieszyć z 10-punktowej zaliczki (42:32). Było dobrze, mogło być lepiej, ale w tym momencie do akcji wkroczyli „Komandosi”. Cóż to była za spektakularna pogoń! Po siedmiu minutach na tablicy wyników mieliśmy remis a w obozie „Komandosów” zapanowała euforia. Na ostatnią odsłonę wychodzili niezwykle zdeterminowani i pierwsze minuty tej decydującej części meczu pokazały, że zdecydowanie mają szansę na zwycięstwo. Kwartę otworzyli dwoma „trójkami”, które pozwoliły im wyjść na +6 (50:44). Przeciwnicy mieli spory problem. Przez ostatnie dziewięć minut meczu zdobyli przecież ledwie 2 punkty tracąc aż 16! Skuteczność rzutów powróciła dosłownie w ostatniej chwili. Seria 9-2 pozwoliła im na pięć minut przed końcem wrócić do gry (53:52). Te ostatnie pięć minut to była prawdziwa gra nerwów. „Komandosi ponownie wyszli na +3, ale starcie (56:53), ale mecz serią 6-0 dającą zwycięstwo zamknęli przeciwnicy. Sportowa Warszawa zostali trzecią drużyną Pierwszej Ligi WBA
.
Finał pierwszoligowych zmagań zwyczajnie nie mógł odbiegać od tego, co widzieliśmy w meczu o trzecie miejsce. OCTO i Iniemamocni zagrali bardzo fajne dla oka, ofensywne zawody. Niech Was nie zmyli 10-punktowe prowadzenie Octo na koniec starcia. Tam naprawdę działo się bardzo dużo, a finałowa przewaga, to była kwestia ostatnich kilku minut. W tym miejscu pozwolę sobie mała dygresję. Iniemamocni to od jakiegoś czasu dosłownie drużyna rodzinna. Chowają się przy nich Lebron z synem. Popatrzcie na ich skład. Tam ojciec z synem wspólnie na boisku to norma i to w kilku konfiguracjach!
Wróćmy do meczu. W mecz lepiej weszli Octo (11:4). Nie było to jednak wejścia gwarantujące coś poza początkową satysfakcją. Iniemamocni bardzo szybko pokazali, że na parkiecie położyć się nie planują. Pod koniec pierwszej części meczu to oni byli na prowadzeniu (20:17). Nieźle w ataku spisywał się Mikołaj Michalski. W tamtym momencie był nie do zatrzymania dla rywali regularnie goszcząc na linii rzutów wolnych. Iniemamocnym szło na tyle dobrze, że do połowy meczu to w zasadzie oni dyktowali warunki na placu. Reprezentanci OCTO „uruchomili się” dopiero na przełomie pierwszej i drugiej połowy meczu. Trzecia kwarta była pokazem ich siły zarówno ofensywnej, jak i defensywnej. Wygrali ją 18:7 i na ostatnie dwanaście minut wychodzili w całkiem dobrych nastrojach (56:45). Te błyskawicznie popsuli im rywale. Trzy szybkie „trójki” i z +11 zrobiło się ledwie +2! W szeregach OCTO ciut się zagotowało. Przez długie minuty byliśmy teraz świadkami takiej „przepychanki” na małe punkty. Trafienie z jednej strony, za moment trafienie z drugiej i jeszcze raz i jeszcze raz. Sytuację przełamali wreszcie Octo trafiając dwukrotnie z dystansu (67:59). Iniemamocni zeszli jeszcze na -2, ale końcówka należała do przeciwników. Kolejna „trójka” świetnie spisującego się na przestrzeni całego meczu Kazika Kilińskiego rozpoczęła „run” 8-0, a temat mistrzostwa został wyjaśniony. To był naprawdę fantastyczny mecz!
.
Liga WBA – z pasji do basketu





.

.

.
